Najpierw zacznę że film mi się podoba! Gustuję w filmach z lat 70(starych) i dzisiejsze produkcje...cóż no nie potrafią mnie zachwycić. Ale temu się udało! Ciekawie przedstawiony jest morderca. Jest zły ale dobry...i to było przerażające!
Ale niech ktoś mi wytłumaczy, ten gość niewidzialny dla innych, widzialny dla głównego bohatera, to jak mam go rozumieć? Miał schizofrenie i myślał że z kim gada, czy ten facet przedstawiał jakby myśli Costnera...
Ja uważam że postać grana przez Hurta odzwierciedla całe zło które siedzi w Brooksie.Być może go widział a być może tylko gadał z nim w myślach ale wiadomo że dla widzów atrakcyjniejsze było przedstawienie tego w formie projekcji i w sumie dobrze bo W.Hurt zagrał świetnie.Ja bym się nie doszukiwała w tym jakiegoś głębszego sensu i logiki (jak i w całym filmie) Miało być ciekawie dla widza i tyle.