WENECJA 2023: Szumowska i Englert, Chastain i Franco. Recenzujemy filmy "Kobieta z…" i "Memory"

Filmweb autor: , /
https://www.filmweb.pl/news/WENECJA+2023%3A+Szumowska+i+Englert%2C+Chastain+i+Franco.+Recenzujemy+filmy+%22Kobieta+z%E2%80%A6%22+i+%22Memory%22-152027
WENECJA 2023: Szumowska i Englert, Chastain i Franco. Recenzujemy filmy "Kobieta z…" i "Memory"
Końcówka Festiwalu w Wenecji nie oznacza, że na Lido nie ma już co oglądać. Małgorzata Szumowska i Michał Englert pokazali "Kobietę z…", opowieść o transpłciowej Anieli, która próbuje odnaleźć swoją wolność na tle zmieniającej się Polski. Z kolei Michel Franco, twórca "Sundown" i "Opiekuna", przywiózł do Wenecji "Memory", historię dwójki ludzi (w tych rolach Jessica Chastain i Peter Sarsgaard) próbujących naprawić swoją nadwyrężoną relację z przeszłością. Filmy recenzują Adam Kruk i Jakub Popielecki. A już dziś wieczorem poznamy laureata Złotego Lwa!

recenzja filmu "Kobieta z...", reż. Małgorzata Szumowska, Michał Englert


"Przemiany i korekty"
autor: Adam Kruk 

Kobieta z… – nie trzeba geniusza, by rozszyfrować, co kryje się za trzykropkiem. Bo i większość filmów Szumowskiej – czy była to historia homoseksualnego księdza, czy samozwańczej spirytualistki, życia na prowincji czy na grodzonych osiedlach – o niej przecież opowiadała. Kto ty jesteś? Polak mały. Jaki znak twój? Orzeł biały – nawet znana rymowanka pojawi się w najnowszym filmie twórców "Śniegu już nigdy nie będzie", pokazywanego w Wenecji trzy lata wcześniej. "Kobieta z…" jest propozycją, która przemawia do mnie dużo bardziej i chyba nie jestem w tym odosobniony – odbiór na festiwalu był raczej ciepły. Film zdaje się być krokiem Szumowskiej i Englerta w trochę innym kierunku: z jednej strony powrotem po międzynarodowych próbach ("Sponsoring", "Córka boga", "Infinite Storm") do trudnej mateczki zwanej Polską, z drugiej – po konstruowanych zwięźle, acz dosadnie, miniaturach ("Body / ciało", "Twarz") – podróżą w stronę formy bardziej rozbudowanej.

Bo film trwa ponad dwie godziny (może zresztą ten metraż trochę mu ciąży) – jak gdyby twórcy chcieli dać tematowi wybrzmieć, uważając przy tym, by nie popaść w uproszczenia i skróty. A już na pewno, by uniknąć kabaretowego tonu w stylu crossdressingowych komedii, w których polskie kino wyspecjalizowało się już w międzywojniu ("Czy Lucyna to dziewczyna?", "Piętro wyżej") i kontynuowało tę tradycję choćby w tytułach Barei ("Poszukiwany, poszukiwana", "Zmiennicy"). Zupełnie nie o to tu chodzi – "Kobieta z…" opowiada nie o przebierankach, a o transpłciowym doświadczeniu i robi to więc w sposób skupiony i uważny, choć oczywiście twórcy nie byliby sobą, gdyby nie pojawiły się tu sceny zabawne. I choćby dlatego to film ważny – mieliśmy już na ten temat świetne dokumenty ("Ciągle wierzę", "Mów mi Marianna"), ale to chyba pierwsza polska fabuła, która w centrum stawia osobę trans.

Gra ją kilkoro aktorów, bo też oglądamy życie Andrzeja, który dojrzewa do przemiany w Anielę na przestrzeni 45 lat. Zaczyna się ona na początku lat 80. pierwszą komunią świętą, podczas której cherubin o anielskich puklach kradnie koleżance welon i ucieka hen daleko. To pierwszy sygnał dysforii bohaterki, a będzie ich jeszcze kilka, choćby podczas stawiennictwa na komisji wojskowej albo samobójczych prób – niestety częstych wśród transdzieciaków. Sytuacji nie ułatwia opresyjna atmosfera późnego komunizmu, kiedy domyślna ścieżka życiowa z grubsza była jedna: małżeństwo, dzieci, "telewizor, meble, mały Fiat". Szczyt marzeń Andrzeja leży jednak zupełnie gdzie indziej. Wiemy, czego by sobie życzył, zdmuchując świeczki na urodzinowym torcie, ale do tego droga jeszcze daleka.
 
Gdy zdecyduje się jednak żyć, życie to siłą rzeczy sprzężone będzie z przemianami w kraju, ale też z rodziną, przyjaciółmi, w końcu – z miłością. Andrzej, grany jeszcze z wdziękiem przez Mateusza Więcławka, zakochuje się z wzajemnością w pielęgniarce Izie (Bogumiła Bajor, później zastąpiona przez Joannę Kulig – jak zwykle świetna w rolach silnych, nieco jarmarcznych kobiet). Jak kraj nakazał, zakładają rodzinę, rodzą się dzieci, a namiętność wcale nie wygasa, tyle że nienormatywność Andrzeja, obecna w tym układzie od początku i od początku przez żonę milcząco akceptowana, coraz mocniej daje o sobie znać. Czy stanie ona na przeszkodzie ich uczuciu? Szumowska i Englert sięgają tym razem po matrycę melodramatyczną, która prawdziwej miłości podrzuca kolejne przeszkody. Przypomina ona nieco "Na zawsze Laurence" Dolana, ale go nie kopiuje. O to byłoby zresztą trudno – to nie Quebec, jesteśmy w Polsce. 

Ta ukazana jest zresztą wyjątkowo malowniczo – za pejzaż posłużyła fotogeniczna sceneria Dolnego Śląska. Sfilmowana przez Michała Englerta Bazylika Nawiedzenia NMP w Wambierzycach zostanie nawet w filmie rozświetlona, a unieśmiertelniona przez Kutza w "Nikt nie woła" Bystrzyca Kłodzka po raz kolejny pochwali się swoimi spektakularnie odrapanymi murami. Referencji do historii polskiego kina jest zresztą więcej – sam tytuł odnosi przecież do trylogii Wajdy o "człowieku z…", który u mistrza zawsze był cis heteroseksualnym mężczyzną. A przecież dalekie jest to od rzeczywistego obrazu, czego dowodzi chociażby przypadek Ewy Hołuszko czy książka "Matki wszystkich pytań" Rebeki Solnit o wymazywaniu kobiet z historii Solidarności. Szumowska z Englertem starają się tu dokonać – tak jak bohaterka – pewnej korekty.

Całą recenzję Adama Kruka możecie przeczytać TUTAJ.

recenzja filmu "Memory", reż. Michel Franco


"Nadpisywanie"
autor: Jakub Popielecki

Mężczyzna leży w łóżku, słuchając piosenki, dociera do ulubionego momentu i przewija, żeby usłyszeć go jeszcze raz. Możemy założyć, że to nie pierwsza i nie ostatnia powtórka: prawdopodobnie facet odsłuchuje fragment już któryś raz z kolei i nie zanosi się, żeby w najbliższym czasie przestał. Utwór? "A Whiter Shade of Pale" zespołu Procol Harum. Pasuje: zarówno koncept "bielszego odcieniu bieli", jak i akt kompulsywnego odtwarzania to celne metafory desperackiej próby zatrzymania jakiegoś wspomnienia, zanim wyblaknie. Oglądamy w końcu film o pamięci.

Michel Franco zderza jednak w "Memory" dwie skrajne strategie wspominania. Saul (Peter Sarsgaard), nasz kompulsywny entuzjasta Procol Harum, cierpi na demencję i stopniowo traci zdolność myślenia oraz zapamiętywania. Wymykającą mu się pamięć jest dla niego bezcenna. Zupełnie inny stosunek do swojego "wczoraj" ma Sylvia (Jessica Chastain). Kobieta wiedzie uporządkowane życie zorganizowane wokół nastoletniej córki, pracy i spotkań AA. Przeszłość jest dla niej traumą i w odpowiedzi na tę traumę zbudowała codzienną, surową rutynę. Sylvia wolałaby zapomnieć o tym, co zostawiła za sobą.
 
"Memory" to film o spotkaniu dwóch osób, bo pamięć w obiektywie Franco jest przede wszystkim relacją: z bliskimi, z krewnymi, z ukochanymi. Miłość jest pamiętaniem o kimś, wybaczenie jest zapomnieniem komuś czegoś, bliskość jest podzieleniem się z kimś wspomnieniem. Franco przedstawia nam swoich bohaterów w sieci rodzinnych relacji, które z jednej strony amortyzują, a z drugiej – niewolą. Sylvia nadopiekuńczo chroni swoją córkę (Brooke Timber) przed światem, żeby nie powtórzyła się tragedia z przeszłości. Jej relacja z własną siostrą (Merritt Wever) jest oparta na wyrozumiałym przemilczeniu tego, co było, jej relacja z własną matką w zasadzie nie istnieje. Saul tymczasem żyje blisko z bratem (Josh Charles) i bratanicą (Elsie Fisher), którzy pomagają mu łagodzić skutki choroby. Ten opiekuńczy kokon z czasem zaczyna jednak uciskać: troska może łatwo zmienić się w klatkę. Pamięć – jak uczucia – bywa wadliwa: to niedoskonałe narzędzie, podatne na wątpliwości i nadużycia. 

Całą recenzję Jakuba Popieleckiego możecie przeczytać TUTAJ. 

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones